piątek, 22 września 2017

Rozdział 10 Co dalej?

◊ Clary 




Miałam wrażenie, że kołyszę się delikatnie w rytm otaczających mnie fal. 
Było tak cicho.  
Było tak ciemno.
Nie czułam niczego z wyjątkiem niemego spokoju.

W końcu jednak zaczęłam coś czuć.
W i b r a c j e.
I uczucie spadania.

Poczułam coś mokrego na policzku. W jednej chwili wróciło do mnie uczucie ciała. Zaczęłam nawet słyszeć. A słyszałam ciche szeptanie... szlochanie. Ktoś płakał i coś mówił. Dopiero po chwili zrozumiałam, co;

- Wróć do mnie.

Rozchyliłam zaspane powieki, ale od razu je zamknęłam z powodu rażących mnie promieni słonecznych. Właśnie wtedy poczułam, jak czyjeś ciepłe dłonie dotykają moich policzków. Ktoś się nade mną nachylił, zasłaniając rażące światło. Znowu otworzyłam oczy, tym razem natykając się na spojrzenie złotych tęczówek.

Zamrugałam kilka razy.
Poczułam, jak moje serce przyśpiesza.

Wiedziałam do kogo należały te oczy.
Wiedziałam do kogo należały te dłonie.

- Jace - wyszeptałam, uśmiechając się sennie. Czułam się zmęczona i wycieńczona z jakiejkolwiek energii. Dłoń, którą uniosłam, aby dotknąć jego twarzy, zadrżała i opadła. Nie miałam siły nawet nią poruszyć.

- Jace - szepnęłam ponownie, oddychając co raz szybciej.

On żył.
On żył.
On żył.

- Clary - zaczął, nachylając się jeszcze bardziej. Leżałam, głowę mając opartą o jego kolana. - Clary, na Anioła, żyjesz... Boże... Coś ty zrobiła?

W pierwszej chwili chciałam go wyśmiać. Ja żyję? To ty żyjesz, chciałam krzyknąć, ale jedyne co wydobyło się z mojego gardła, to ciche stęknięcie.

Dlaczego jestem taka zmęczona...

- Nie ruszaj się - nakazał. Poczułam, jak mój nadgarstek coś oplata. Spojrzałam w jego stronę, dostrzegając, jak palce Jace'a zaciskają wokół niego kawałek jakiegoś materiału, a następnie wypalają obok iratze.

Zanim się obejrzałam, poczułam, jak podłoże znika, a ja znajduję się w powietrzu. Blondyn wziął mnie na ręce i zaczął nieść przez las. Coś mi się jednak nie zgadzało.

- Jonathan - wyszeptałam. - I Isabelle... Izzy...

- Cii - odpowiedział mi równie cicho. Ale ja nie chciałam milczeć. Chciałam mówić. Chciałam krzyczeć. Chciałam powiedzieć światu co się stało i dowiedzieć się, co z Jonathanem i Isabelle. Co z pozostałymi.

Los nie był dla mnie jednak tak łaskawy, bo mimo moich wewnętrznych protestów, moje ciało oddało się w objęcia Morfeusza.





***






Tym razem zamiast batów i Valentine'a, w moich snach zagościła Jocelyn. Jej obecność niosła ze sobą spokój i dobroć, kiedy szła w moją stronę brzegiem morza. Lekki wiatr i szum fal wypełniał powietrze.

Kiedy się do mnie zbliżyła, jej twarz była taka sama, jaką ją zapamiętałam; lekko uśmiechnięta o smutnych oczach.

Dotknęła mojego policzka. Jej dłoń była zimna, ale nie pozwoliłam jej się odsunąć. Ujęłam ją.

- Obudź się, Clary - powiedziała.






***





Otworzyłam oczy. Zamrugałam kilka razy, rozglądając się    byłam w posiadłości Herondale'ów. W pokoju Jace'a. Zasłony były zasłonięte, choć przebijało się przez nie światło dzienne. Kiedy usiadłam, zorientowałam się, że mam na sobie czystą koszulę nocną. Ktoś musiał mnie umyć i przebrać. Przypominając sobie ostatnie chwile, spojrzałam szybko na nadgarstek, ale ten był tylko owinięty bandażem.

Jace.
Isabelle.
Jonathan.
Asmodeusz.
Wszyscy.

Zeskoczyłam z łóżka, ale od razu podparłam się stolika. Zachwiałam się, ale po chwili odzyskałam równowagę. Sięgnęłam po koc przewieszony przez oparcie krzesła i się nim okryłam.

Zastanawiałam się, ile spałam. Musiałam znaleźć pozostałych. Wyszłam na korytarz, ale powitała mnie wyłącznie cisza. Schodząc po schodach, miałam nadzieję natknąć się na kogoś ze służby, ale najwidoczniej wciąż pozostawała odesłana.

Idąc korytarzami w końcu zaczęłam słyszeć głosy dobiegające z jadalni. Zbliżyłam się do prowadzących do niej lekko uchylonych drzwi. Zajrzałam ukradkiem do środka, widząc rodzinę Herondale'ów. Jednak nie całą; Stephena brakowało. Na samą myśl, żołądek podszedł mi do gardła... i dał o sobie znać. Byłam niemiernie głodna, a zapachy dobiegające z pomieszczenia tylko mnie w tym uświadamiały.

Niepewnie zdecydowałam się wejść do środka. Mia była pierwsza, która mnie dostrzegła; od razu odsunęła się od stołu i do mnie podbiegła, zwracając uwagę Celine i Jace'a. Złapałam dziewczynkę, mocno ją obejmując.

- Obudziłaś się, obudziłaś! - powiedziała, nerwowo podskakując.

- Tak - pokiwałam głową i uniosłam wzrok. Moja przyszła teściowa, a także przyszły mąż wstali, aby do mnie podejść. Celine była następna, aby mnie przytulić. W jej oczach było widać zmęczenie.

- Clary. - Spojrzałam na blondyna. Patrzył na mnie z czułością i ulgą. Poczułam łzy w oczach. 

On żyje...
On żyje...
On żyje...
On żyje...

Wpadliśmy sobie w ramiona po długim czasie rozłąki. Żywi. Cali. Zdrowi. Wzięłam głęboki oddech, wdychając jego cudowny zapach. Pozwoliłam mu się unieść i zakręcić w powietrzu.

- Aniele - wyszeptał w moje włosy, mocno przyciskając moją głowę do swojej piersi.

- Jace - zaczęłam.

- Dlaczego to zrobiłaś? - Odsunął mnie od siebie, ale wciąż trzymał dłonie na moich ramionach. Patrzył na mnie z rozpaczą.

- Myślałam, że nie żyjesz - powiedziałam, czując więcej łez. Zaczęłam kręcić głową. - Myślałam, ż-że cię straciłam! Seraphina cię otruła... a antidotum się zbiło... ja... Jace...

Znalezione obrazy dla zapytania romantic hug gifNie pozwolił mi dokończyć, tylko znowu przyciągnął mnie do siebie, ściskając moje drżące od płaczu ciało.

Pozwoliłam sobie płakać.
Oddałam uścisk i dałam łzą płynąć.

- Cii - szeptał. - Już dobrze.

- Co z pozostałymi? - spytałam, odsuwając się nagle. - Co z wojną?

- Spokojnie - powiedział, wciąż nie puszczając moich ramion. - Najpierw usiądź i coś zjedz, wtedy porozmawiamy.

Moja ciekawość była ogromna, ale uczucie głodu także dawało o sobie znać. Dałam się więc poprowadzić do stołu i odsunąć sobie krzesło. Zaraz po tym, Celine przyniosła mi talerz pełen naleśników i syropu.

- Jak się czujesz? - spytała, kiedy wzięłam pierwszy kawałek do ust.

- Dobrze... długo spałam? 

- Kilka dni - odpowiedziała Mia. - Baliśmy się, że się nie obudzisz.

- Mia - skarcił ją Jace, po czym spojrzał na mnie przepraszająco. - Nic z tych rzeczy. Po prostu nie wiedzieliśmy, kiedy się obudzisz. Byłaś wycieńczona z energii. Magnus powiedział, że straciłaś dużo... - urwał na moment, aby spuścić wzrok. -... krwi.

Ja także spuściłam wzrok. W środku jednak poczułam ulgę na wiadomość, że z Magnusem wszystko w porządku.

- Podczas wojny otoczyły mnie demony i obezwładniły. Zaprowadziły mnie do Seraphiny. Wtedy jej demon przywlókł twoje ciało - powiedziałam w końcu. - Myślałam, że ty... Ale Seraphina powiedziała, że zostałeś otruty, że jeszcze żyjesz. Antidotum mogłam dostać tylko wtedy, kiedy bym ją pokonała. Zaczęłam z nią walczyć i przegrywałam i wtedy zjawił się Jonathan... z  c i a ł e m Isabelle na rękach. - Uniosłam wzrok, aby spojrzeć na pozostałych, ale wszyscy, nawet Mia, nie ważyli się pójść moim śladem. Aktualnie to talerze były teraz najciekawszym punktem obserwacji.

- Co dalej? - spytał cicho Jace.

- Zaczął się sprzeciwiać Seraphinie... był zły, że zabiła Isabelle. Wtedy zjawił się także Asmodeusz... razem z dzieckiem jego i Seraphiny. Kazał jej się poddać, grożąc, że w przeciwnym razie zabije ich dziecko. - Na samo wspomnienie, musiałam wziąć głęboki oddech. Odłożyłam sztućce i odsunęłam od siebie talerz, mimo iż było na nim jeszcze połowa tego co dostałam.
- Zrobiła to - wyszeptałam. - Poddała się. Oddała władzę Asmodeuszowi... A wtedy on poderżnął jej gardło, kiedy sięgała po dziecko. Je także zabił. - Ponownie zbierało mi się na płacz, ale łez miałam o wiele za mało.

- Co się stało potem? - odezwała się Mia. Patrzyła na mnie smutnymi, złotymi oczami.

- Asmodeusz zniknął, a ja zaczęłam przeszukiwać Seraphinę, aby znaleźć antidotum...i znalazłam. Rozbitą fiolkę. - Usłyszałam, jak Celine nabiera powietrza. - Właśnie wtedy ja... ja... wzięłam to szkło... - Nie dokończyłam, bo Jace ścisnął moją dłoń, na której widniał jego sygnet.

- Jonathan nic nie widział - zaczęłam, odwracając głowę, aby na niego spojrzeć. - Rozpaczał nad ciałem Isabelle. Nic nie widział. Kiedy byłam już na... na skraju... zobaczyłam Seraphinę. Żywą, ale... zupełnie nie czułam od niej demonicznej krwi. No i... prześwitywała. Ona cię... - urwałam, kiedy Celine nagle zerwała się z krzesła. Wybiegła z jadalni tak szybko, że nie zdążyłam nawet zobaczyć jej twarzy. Nie wiedziałam więc, czy była na mnie zła, czy płakała. Jednak po kilku minutach rozwiała moją ciekawość, kiedy wróciła z jakąś książką w dłoni. Nie zdążyłam zobaczyć tytułu, ponieważ położyła ją u szczytu stołu i zaczęła przeglądać.

- Mamo? - zaczął Jace niepewnie, ale kobieta go zignorowała. Dopiero po kilku sekundach zatrzymała palce na jakiejś stronie i wzrokiem zaczęła ją lustrować z lekko zmarszczonymi brwiami.

- Czy Seraphina coś mówiła, kiedy ją zobaczyłaś? - spytała w końcu, patrząc na mnie.

- Powiedziała, że po śmierci widziała, jak chciałam uratować jej dziecko, kiedy Asmodeusz je zabijał...

- To był jej duch - przerwała mi. - Najczęściej pojawiają się one, gdy za życia miały coś do zrobienia. Prawdopodobnie Seraphina chciała ci się odwdzięczyć.

- Przywracając Jace'a do życia - dokończyłam, patrząc ponownie na blondyna. Splotłam nasze dłonie mocniej.

Nie bójcie się więc tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą - przeczytała Celine.

- To samo powiedziała Seraphina - powiedziałam, przypominając sobie jej cichy głos. Wskazałam głową na książkę. - Co to jest?

- Biblia - oznajmiła z lekkim uśmiechem i zamknęła księgę, aby następnie ją podnieść i pokazać złote literki na czerwonej oprawie.

Spojrzałam z czułością w złote oczy ukochanego. Kryła się w nich ta sama miłość, co zawsze. M i ł o ś ć. Valentine się nie mylił, bo kochać znaczy niszczyć... Ale nawet on nie znał prawdziwego znaczenia swoich słów. Bo prawdziwe znaczenie było takie, że każdy kto kocha, jest gotowy dla tej miłości dać się zniszczyć... poświęcić. A kiedy ta miłość umiera, my umieramy razem z nią. 




***




Po śniadaniu przenieśliśmy się do salonu. Tak jak podejrzewałam; służba wciąż pozostawała odesłana.

Podczas gdy Mia poszła potrenować, Celine i Jace zgodzili mi się wszystko wyjaśnić. Chociażby to, że od wojny minęło kilka dni, a zakończyła się ona tak, że wszystkie demony w pewnej chwili zmieniły się popiół. 

Stephena nie było z nami ponieważ od dwóch dni wciąż był po za domem, pomagając zbierać ciała poległych z pola bitwy. Poczułam ulgę, kiedy się o tym dowiedziałam. Jace nie stracił nikogo bliskiego, nawet Aleca. Mimo to Lightwoodowie nie mieli, aż tyle szczęścia; Isabelle, tak jak podejrzewałam, nie wróciła do życia. Zginęła. Jonathan osobiście odniósł jej ciało do Sali Anioła i dał się pojmać. Clave zdążyło go przesłuchać mieczem anioła i tym samym dowiedziało się, że również dzięki niemu Asmodeusz zdecydował się sprzeciwić Seraphinie. Można więc powiedzieć, że nasz brat działał na dwa fronty. Nie otrzymał wyroku śmierci ani pozbawienia run, ale został wygnany. A to znaczyło, że już nigdy nie może wrócić do Idrisu czy nawet szukać schronienia w jakimkolwiek instytucie. Ma obowiązek wypełniać obowiązek Nocnego Łowcy jak najdalej od pozostałych nefilim.

- Zanim wyjechał, zdążyłem się dowiedzieć, że zakwateruje się we Francji w Orleanie. Zgodził się wysłać mi dokładny adres, kiedy będzie wiedział gdzie zamieszka - wytłumaczył Jace. Byłam mu wdzięczna, dzięki niemu, będę się mogła widywać z Jonathanem. Może nie tak często, ale jednak.

- A co z pozostałymi? - spytałam.

- Jak wiesz jest wielu poległych - zaczęła Celine ze smutkiem w oczach. - Demony zdążyły się przedostać do murów miasta, ale nie do Sali Anioła. Mimo wszystko Paul... - urwała spuszczając pełen smutku wzrok. Nie musiała kończyć. Moje oczy także zaszły łzami.

- Carstairsowie są w żałobie - powiedział cicho Jace, bardziej mnie do siebie przyciągając. - Zgodzili się przyjąć pod swój dach Annabeth. Mimo wszystko traktują ją jak synową, chociaż ona i Paul nie zdążyli się pobrać nawet przed wojną.

Schowałam twarz w dłoniach. Mogłam się tylko domyślać, jak bardzo Annabeth w tej chwili cierpiała.

- Carina Tyrell także nie żyje - oznajmiła Celine. - Podczas wojny kolec demona sparaliżował jej nogi. Kiedy znalazła się w lecznicy, było już za późno, stwierdzono, że zostanie niepełnosprawna.

- Popełniła samobójstwo - odezwał się Jace. - Podcięła sobie nadgarstki w nocy, kiedy nikt nie patrzył.

Mimo moich złych relacji z dziewczyną, kilka moich łez spłynęło za nią po moich policzkach. Po części ją rozumiałam; w końcu jaki Nocny Łowca chciałby żyć jako kaleka. Na jej miejscu każdy nefilim zrobiłby to samo.

- To już wszyscy? - spytałam po dłuższej chwili.

- Tak - Blondyn kiwnął głową. - Tylko Robert doznał nieco większych obrażeń, ale po za tym będzie żył. Wczoraj wrócił z lecznicy do domu. Maryse czuwa przy nim bez przerwy. - Nie byłam pewna, ale chyba dostrzegłam na jego twarzy lekki uśmiech. Celine dostrzegła moją ciekawość, bo również się uśmiechnęła, tłumacząc:

- Maryse spodziewa się dziecka.

Rozdziawiłam usta. Moje serce zabiło mocniej na tą wiadomość, ale szczęście, które objęło moje ciało i tak po chwili opadło. Powinnam się cieszyć na taką wiadomość. Powinnam się radować, że Lightwoodowie mimo straty jednego dziecka i tak będą mieli kolejne. Ale w pewnym sensie... raniło mnie to. Tak t r o c h ę. W środku. Wiedziałam, że to wredne i samolubne... ale zazdrościłam Maryse. Podczas gdy ona była w ciąży po raz czwarty, ja byłam raz... i ostatni.

- Hej - Dłonie Jace'a ujęły moją twarz, a jego usta złożyły czuły pocałunek na moim czole. Następnie przyciągnął mnie do siebie, lekko gładząc moje plecy. - Nie smuć się, Aniele. Będzie dobrze. Po pogrzebie wyjedziemy gdzieś na jakiś czas, a potem zaczniemy planować ślub, słyszysz? Będzie dobrze.

Na znak zrozumienia pokiwałam głową. Jego słowa były dla mnie dużym ukojeniem, ale nawet one nie będą mogły nigdy wypełnić tej małej pustki w środku, która zawsze już będzie pusta.










Mam nadzieję, że rozdział się podobał! Miał być dopiero w następny piątek, ale wzięłam się w garść i aby uczcić moją przerwę między egzaminami, pomyślałam, że trochę sobie popiszę! :D

5 komentarzy:

  1. Proszę spraw żeby clary przywrucila izz i Paula o życia. Kolejny raz ktoś złamał.mi serce. Najpierw Mass w imperium burz a yera ty ja nie chce już płakać proszę przywruc ich !!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział pozdrawiam cieplutko i trzymam kciuki ❤ czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak moglas zabic Izzy to moja ulbiona postac.Dobrze ze nikomu nic sie stalo .

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie następny rozdział?? Bo ja tu się wkręciłam��

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3